Zawsze próbuję sobie wmawiać, że jesienne gorsze samopoczucie mnie nie dotyczy, przeziębienia omiają szerokim łukiem, a pogoda nie sprawia, że uśmiech schodzi z mojej twarzy... Niestety, rzeczywistość tej pory roku ciągle i wciąż udowadnia mi, że jestem w błędzie. 

Aktualnie leżę zakatarzona w łożku, nie mam dostępu do ciepłego prysznica (remont) ani nawet kubka ciepłej herbaty (remont). I właśnie w takich momentach czuję brutalność jesieni ze zdwojoną siłą. Gdy mam wolniejszy wieczór, odpalam świeczki, biorę książkę, puszczam film, robię kakao czy cokolwiek innego pozwalającego nazywać jesień tą uroczą, domową i kocykową porą, z szeleszczących kolorowymi liśćmi pod nogami. 

Ale nie dziś. Dziś jesień jest zimna, boleśnie wykorzystująca każdą słabość, taką jak brak porządnego szalika owiniętego wokół szyi, i zdecydowanie dająca w kość. Dziś tęsknię za chodzeniem w samych tshirtach, spontanicznymi wypadami na wieczorne piwko i beztroską przejawiającą się w prawie każdej rozmowie.

Dlatego jedynie bezsilnie apeluję: Lato, wróć. Albo chociaż trzymaj kciuki za podłączenie prysznica... 


Update: prysznic jest, wełniany koc zamówiony (i to z przeceny), a i humor lepszy, więc wracam powoli do świata zdrowych i uśmiechniętych :) 



Jesienna Chandra

by on 16:26
Zawsze próbuję sobie wmawiać, że jesienne gorsze samopoczucie mnie nie dotyczy, przeziębienia omiają szerokim łukiem, a pogoda nie sp...
Ulubieńcy miesiąca to cykl postów już od dawna bardzo popularny w blogosferze. Ponieważ i mnie zdarzają się naprawdę niezłe, comiesięczne odkrycia, to postanowiłam również wprowadzić takie wpisy do mojego repertuar.
 Dziś pierwszy z nich - październikowy (a właściwie wrześniowo - październikowy), podzielony na kategorię.



1. KSIĄŻKA



„Małe życie” - czyli niezwykle poruszająca (gruba) powieść o losach czwórki przyjaciół. Książka o tyle wyjątkowa, że opisująca życie głównych bohaterów od lat studenckich aż po starość, po drodze wyciskająca łzy i przede wszystkim bardzo mądra! Przyjaciele, ich zmienne wzajemne relacje, a także stosunki z innymi osobami, są opisane bardzo dogłębnie, psychologicznie i stopniowo. Dzięki temu naprawdę mamy okazję wczuć się w życie postaci, po kolej odkrywając ich często mroczne tajemnice. Siłą tej książki jest przede wszystkim autentyzm i ukazanie małych-wielkich tragedii bohaterów. Szczególnie wybijający się na pierwszy plan Jude zasługuje na uwagę - jego postać udowadnia, że niektóre wydarzenia mają na nas wpływ, od którego nie sposób się uwolnić. 


2. FILM


„Bridget Jones’s Baby” - przy wyborze filmu zastanawiałam się nad „Wołyniem”, ale z uwagi na to, że widziałam go naprawdę niedawno i nie wszystko jeszcze poukładałam sobie w głowie, zdecydowałam się ostatecznie na coś lekkiego, zabawnego, ale z klasą. Razem z przyjaciółką ubawiłyśmy się prawie że do łez na seansie i, co najważniejsze, było to spowodowane humorem inteligentnym i bez żenady, jak to często w komediach bywa. Tytułowa Bridget, której życiowa nieporadność skradła serca mnóstwa osób z całego świata, powraca nieco dojrzalsza (ah, gdyby tylko Renee Zellweger nie poeksperymentowała z chirurgią plastyczną…), jednak wciąż pozostająca sobą, o czym świadczy jej tytułowy problem - dziecko i brak pewności co do tego, kto jest ojcem. A kandydaci są z najwyższej półki - Colin Firth oraz Patrick Dempsey robią wrażenie nie tylko aparycją, ale też naprawdę niezłą grą! 


3. SERIAL



„How to get away with murder” - czyli w polskim tłumaczeniu „Sposób na morderstwo” to serial z rodzaju tych dobrze wyreżyserowanych, z wyrazistymi postaciami i dopracowanymi szczegółami. Bohaterowie, czyli studenci prawa (nic nie mówcie! 😃) i ich prowadząca zajęcia z prawa karnego pani adwokat, nie tylko podejmują się ciekawych spraw, ale i sami zostają wplątani w przeróżne afery i występki. Aktualnie emitowany jest trzeci sezon serialu, a już wydarzyło się tyle, że co chwilę otwierało się buzię ze zdziwienia. Nie sądziłam, że z początku niepozorny serial, tak się rozwinie i zaskoczy!


4. ZAKUP



Typowo instagramowy gadżet - złote nożyczki w kształcie żurawia. Są prześliczne i tanie (chyba 10 zł, jeśli dobrze pamiętam), a dorwałam je w Tigerze. Jako, że jestem fanką prac ręcznych i ciągle mam coś do wycinania, to taki skarb nie tylko cieszy oko, ale i jest bardzo przydatny. 


5. JEDZENIE/PICIE



Ju-Rajska pomarańcza - nie jest to piwo mojego życia, ale za to na pewno świetny sposób na upały i orzeźwienie (mimo odkrycia go jesienią 😃). To piwo pszeniczne, proponowane przez Browar na Jurze, wzbogacone nutką cytrusów, malin oraz miodu, nieco zbyt słodkie, ale wciąż bardzo dobre. Polecam szczególnie dla pań, które na co dzień preferują Redsy, a nie, tak ostatnio modne, piwa rzemieślnicze - to może być miła odmiana, a i jakość na pewno lepsza! Ja swoje kupiłam w Auchan, ale myślę, że z dostępnością Ju-Rajskiej Pomarańczy gdzieś indziej, też nie powinno być problemu.


To tyle jeśli chodzi o ostatnie odkrycia, mam nadzieję, że wpis Wam się spodoba i będę kontynuowała ten cykl 😃. Przy okazji przypominam też o poprzednim poście, z 10 polecanymi blogami i krótkim wywiadem z blogerką Typową K (Moja dziewczyna czyta blogi). Ściskam!






 



Tak to już mam, że w dużej części jestem zwierzem kanapowym tudzież łóżkowym i nadzwyczaj cenię sobie wieczory, kiedy to mogę usiąść na spokojnie z ciepłą herbatą i poczytać książkę albo… blogi! Założenie własnego miejsca w sieci to była u mnie absolutnie nieprzypadkowa decyzja - po przeczytaniu wielu przeróżnych wpisów i napatrzenia się na idealnie dopracowane blogi, po prostu czułam, że też chcę być częścią tego świata. Dlatego też na dziś przygotowałam Wam post, w którym rekomenduję moje ulubione blogi i ich twórców. Może i Wy poczujecie się zainspirowani 😃 

Blog wyjątkowy przede wszystkim ze względu na głównych bohaterów - Typową K i Konrada, przeżywający codzienne życie w taki sposób, że każda ich historyjka (facebook MDCB i instagram typowej K oraz instagram Konrada) powoduje niekontrolowany wybuch śmiechu (a i zazdrości!), zdjęcia zachwycają w ten nieco melancholijny sposób, a posty na blogu są po prostu dobre. 

Miałam to szczęście, że Typowa K zgodziła się udzielić mi małego wywiadu! Łapcie: 

1. Czy Wasze życie jest naprawdę takie przezabawne i cudowne jak opisujecie je na fb oraz instagramie i wszystkie historyjki z Waszego związku są autentyczne? Przyznam, że niejednokrotnie zazdroszczę, czytając opis zaspanego Konrada, dostającego przepyszne i totalnie instagramowe śniadanie od pięknej K., ale aż czasem trudno uwierzyć, że to nie tylko świat stworzony na potrzeby bloga!

Nasze życie takie po prostu jest:) O poranku parzę kawę i, popijając ją, spędzamy kilka chwil na powolnym przygotowywaniu się do dnia. Rozmawiamy, snujemy plany, a czasem po prostu sobie milczymy. Staramy się, by te pierwsze minuty nowego dnia były piękne - stąd malownicze śniadania i miłe dla oka kubki do kawy, nawet ładna pościel - a wtedy o wiele przyjemniej zaczyna się dzień. Człowiek ma dobry humor, jest skłonny do żartów, a stąd już niedaleka droga do epickich tekstów, którymi rozprawiamy się z każdą dziedziną naszego wspólnego życia 😉

2. Tak jak foodtrucki otwierają swoje lokale, tak ostatnio blogerzy biorą się za pisanie książek. Czy Ty też myślałaś o takiej ścieżce dla siebie?

Nie, pisanie książek zostawiam Stephenowi Kingowi. On wyrabia i moją normę ;)

3. Masz jakieś rady dla początkujących blogerów? Te dotyczące zarówno strony graficznej bloga, jak i publikowanych treści.

Trzeba po prostu pisać i być sobą. Wcale nie musi to być najlepsza wersja Ciebie, ale za to powinna być najbardziej interesująca. Co do strony graficznej - jeśli nie jest się grafikiem z wykształcenia - warto poprosić o pomoc kogoś znajomego. Jeszcze się ucieszy ;)


  1. Pokolenie Ikea 
Miejsce kontrowersyjne, często nieco spłycające relacje damsko-męskie, ale dużo częściej po prostu trafiające w punkt! Tutaj nawet odrobinę coachingowe wpisy są intrygujące i cholernie motywujące (serio!).

  1. Jestem Kasia
Coś dla miłośniczek subtelnego stylu, minimalizmu w ubiorze i pięknej estetyki na blogu. Duży plus za zwracanie uwagi na jakość ubrań, a nie kupowanie tony „śmieci” w sieciówkach 😃 

  1. Weronika Zalazińska 
Kolejna polska dziewczyna, której styl mnie przekonuje, a do tego nie wydaje się zmanierowana i jak już coś dodaje (a nie zdarza jej się to strasznie często) - macie pewność, że to będzie wartościowe. Do tego jej śliczna buzia sprawia, że na każde jej zdjęcie po prostu miło się patrzy.

  1. Jak żyć 
Jeden z pierwszych blogów, które regularnie czytałam, niestety ostatnio znacznie ograniczający działalność. Ale jeśli ich nie znacie, to nic straconego - mają mnóstwo archiwalnych wpisów, pełnych inteligentnego humoru, wyśmiewających przeróżne grupy społeczne (studentów prawa, hipsterów czy rowerzystów) i zachowania.

  1. Soliści 
Strona dla osób, które kochają podróżować. Soliści to Klub Podróżników, którzy na swojej stronie oferują wyjazdy do przeróżnych zakątków świata. Dla tych jednak, którzy w najbliższym czasie się nigdzie nie wybierają, polecam relacje z ich podróży - szybko zmienicie zdanie!

  1. Sfilmowani 
Miłość od pierwszego obejrzenia. I choć na stronie sami dumnie głoszą, że „Nie samym wideo człowiek żyje”, to ja jednak gorąco polecam przede wszystkim ich wideorecenzje ze wszystkich kinowych nowości. Ich rekomendacje prawie nigdy nie zawodzą.

  1. Wrocławskie Podróże Kulinarne
Jeśli mieszkacie we Wrocławiu i kochacie jeść, to ta strona zdecydowanie jest dla Was! Od recenzji barów mlecznych, poprzez kulinarne klasyki na mapie Wrocławia, aż do nowości na tym chłonnym rynku. Czytając WPK z pewnością nieraz pocieknie Wam ślinka, a innym razem po prostu dowiecie się, czego unikać.

  1. Moje wypieki
I kolejny blog poświęcony jedzeniu. Tym razem to strona z przepisami dotyczącymi głównie słodkości, choć nie brak na niej też pieczywa czy czegoś zdrowszego. Co prawda, moja przygoda z Moimi wypiekami zaczęła się niepowodzeniem (lizaki w kształcie renifera przerosły moje ówczesne możliwości), ale każdy kolej przepis okazał się strzałem w dziesiątkę. I do tego te zdjęcia… 

  1. Style Digger
Złotą dziesiątkę zamyka moje najnowsze odkrycie - blog Joanny Glogazy, którą poznałam dzięki dwóm jej cudnym książkom, a potem trafiłam tutaj. Styl Digger nie jest miejscem ściśle sprecyzowanym tematycznie, ale to przede wszystkim dużo mądrej mody (slow fashion naprawdę rządzi!), celebrowania codzienności i spędzania oraz planowania czasu w sposób efektywny. 







Mam nadzieję, że dzięki temu wpisowi poznacie nowe i, co więcej, wartościowe miejsca w sieci, a w komentarzach polecicie swoich ulubieńców! Czekam i do przeczytania wkrótce :)



10 blogów, które polecam

by on 19:48
Tak to już mam, że w dużej części jestem zwierzem kanapowym tudzież łóżkowym i nadzwyczaj cenię sobie wieczory, kiedy to mogę usiąś...
Choć za oknem męczy nas już jesienna plucha, to temat wakacji jest jak zawsze na czasie. Kiedy, jak nie teraz, tęsknimy za wyjazdami i słońcem? Jeśli się ze mną zgadzacie, to zerknijcie na mój zbiór praktycznych rad dotyczących wyjazdu do Italii. Nie jestem (jeszcze :D) ekspertem w tym temacie, ale po pierwszym w pełni samodzielnie organizowanym wyjeździe, nasunęło mi się parę wskazówek, które może i Wam się przydadzą. 


Ogólnie 


1. Nie bójcie się objazdówek 

A konkretnie zorganizowania ich. Biura oferują mnostwo ofert, jednak w praktyce ich plany są tak napięte i oklepane, że wszystko zlewa się w całość i nie ma czasu poczuć prawdziwego klimatu danego miejsca. Dlatego też warto zainteresować się tym samemu, rezerwując tańsze noclegi choćby przez airbnb (szczególnie jeśli wybieracie się do Cinque Terre jak ja - hoteli jest mało i są b.drogie), a większe odległości pokonywać pociągami. Włoskie koleje są podobne do polskich, jeżdżą często, a połączenia są naprawdę korzystne. Jedynie ceny nie są specjalnie niskie, ale jeśli nie planujecie co 2 dni zmieniać miejsca zakwaterowania, to te koszty zdecydowanie da się przeżyć. 


2. Odwiedźcie Włochy we wrześniu 

Nie musicie się obawiać o pogodę - w pierwszej połowie bywa wciąż naprawdę gorąco (w Mediolanie mieliśmy około 30 stopni, na riwierze liguryjskiej około 28), a ceny na szczęście odrobinę spadają. Szczyt sezonu przypada podobno w połowie sierpnia, kiedy to i Włosi mają urlopy, więc jeśli zależy Wam na kosztach - nie rezerwujcie nic w tym terminie.


3. Przywieźcie ze sobą zapas kawy

Duży zapas. Poważnie, włoska kawa jest przepyszna. Nie chcę wyjść na kosmopolitkę, ale naprawdę polska nie ma startu do tamtejszej. Niestety, ja nie mogłam za bardzo się obkupić (tanie linie lotnicze i ich wymogi bagażowe...), ale udało mi się za to upchnąć malutki słoiczek lokalnego pesto i grappę dla taty.







 Mediolan 


1. Wybierzcie spacer zamiast metra

Odległości między najciekawszymi  punktami miasta nie są duże, a jednak jestem zdania, że tylko na nogach można naprawdę poznać dane miasto. Zgubić się, przysiąść na kawkę, wpaść do miejsca, którego nie planowaliśmy odwiedzać. Z metra w Mediolanie skorzystaliśmy tylko, by dostać się na dworzec z walizkami i do muzeum kina, które (jak już wspominałam we wcześniejszym poście) było naprawdę daleko. Co prawda po paru dniach intensywnych "spacerów" ledwo czułam stopy i łydki, ale było to nawet satysfakcjonujące, a i kolejną porcję makaronu można było jakoś usprawiedliwić :). 
Poza tym, na spacerach koniecznie podziwiajcie sztukę uliczną - miejscowi artyści wykorzystują każdą wolną przestrzeń do wyrażenia siebie.


2. Zweryfikujcie przewodniki z rzeczywistością 

Ceny niestety rosną tutaj z roku na rok i bywa, że w przewodnikach cena za bilet jest dwukrotnie niższa niż aktualnie. Biznes turystyczny kwitnie! 


3. Spędzajcie wieczory na Navigli

Z postu o Mediolanie wiecie już, że ogromnie spodobała mi się ta tętniąca życiem dzielnica i zdecydowanie polecam ją na spędzenie wieczoru/nocy. Dodatkowo prawie każdy lokal oferuje tam aperitivo, czyli system, w którym za całkiem przyzwoitą jak na Włochy kwotę, można się napić i najeść. Drinki mają pyszne, a jedzenie różne. Trafiają się lepsze i gorsze pozycje, ale na pewno jest różnorodnie - widziałam nawet sushi aperitivo. A pizza oczywiście znika w kilka sekund!









Cinque Terre 


1. Wybierzcie się na pieszą wędrówkę 

Chyba nie ma nic ciekawszego, piękniejszego i KONIECZNEGO do zrobienia w Cinque Terre od pokonania szlaku między miasteczkami. Widoki są absolutnie cudowne, a trasy zdecydowanie ciekawe - w końcu to z nich słynie ten park narodowy. Możecie oczywiście jeździć wszędzie Cinque Terre Express, ale uwierzcie, że to nie to samo!


2. Bierzcie jedzenie na wynos 

I znowu o jedzeniu ;) Na Cinque Terre ceny są jeszcze wyższe niż w Mediolanie, więc jeśli nie chcecie wydawać majątku na jedzenie w restauracjach, to radzę Wam wziąć jedzonko i zjeść je na ławce, w pociągu czy na skałach na plaży patrząc na zachód słońca (taak, było tak cudownie jak brzmi). Najlepiej na wynos sprawdza się pizza, ale w Cinque Terre robią też przepyszna foccacię z rozmaitymi dodatkami (zupełnie inną niż w Polsce - bardziej przypominającą kawałek pizzy na grubym cieście), można też wziąć na przykład kubełek z owocami morzami. I do tego obowiązkowo włoskie wino!


3. Podziwiajcie Cinque Terre nocą

Z Monterosso, w którym mieliśmy nocleg, widać wszystkie pozostałe miasteczka. Nocą są one przepięknie oświetlone - naprawdę niesamowity widok, szczególnie z plaży! Wieczorami też jest bajkowo - naszykujcie się na przeromantyczne zachody słońca. 











Mam nadzieję, że rady okażą się pomocne, a w komentarzu dorzucicie też swoje! Ja tymczasem kończę kawę (niestety nie włoską) i wychodzę z kawiarni na wielką ulewę... Do zobaczenia wkrotce!

#złotapolskajesień
#piszębyniezwariować



Włochy - praktyczne rady

by on 22:01
Choć za oknem męczy nas już jesienna plucha, to temat wakacji jest jak zawsze na czasie. Kiedy, jak nie teraz, tęsknimy za wyjazdami i słoń...

Na drzewach widać już sporo pożółkłych liści, pogoda zaczyna nam naprawdę doskwierać i właściwie to najchętniej nie wychodzilibyśmy spod ciepłego koca, otuleni kawą i ulubionymi serialami. Jednak i tym razem nasze oczekiwania przegrywają z rzeczywistością i jako studenci czy uczniowie, musimy wreszcie zabrać się do pracy. Zanim zaczniemy mierzyć się z kolokwiami i toną materiału do wyuczenia, warto zastanowić się, czy dobrze się za to zabieramy i efektywnie organizujemy swój czas. I nie, to nie tylko próżne gadanie, bo dzięki paru prostym trikom naprawdę można uczynić zbliżający się czas odrobinę bardziej przyjemniejszym, co od (prawie) zawsze testuję zresztą na sobie 😃 

A oto mój niezbędnik naukowego przetrwania:

1. Naukowe gadżety - plannery, kolorowe cienkopisy, zakreślacze, fantazyjne karteczki samoprzylepne - to wszystko sprawia, że robienie notatek staje się bardziej znośne i dużo bardziej kolorowe. Podkreślanie ważniejszych fragmentów tekstu pomaga w zapamiętywaniu, a zakup nowego notesu wywołuje uśmiech na twarzy. Jeśli tak jak ja jesteście fanami tego typu dodatków do nauki, to polecam Wam poszperać w Tigerze oraz TK Maxxie, gdzie można dorwać prawdziwe perełki i nabrać chęci na powrót roku akademickiego (no prawie, haha).

 2. To do list - odzienne obowiązki warto dobrze rozplanować, tym bardziej, że potrzeba do tego zaledwie kartki papieru i w miarę piszącego długopisu. Dzięki temu nie pogubicie się w tym natłoku zadań, a jeśli na koniec dnia odhaczycie wszystkie działania, to poczujecie dużą satysfakcję. Pamiętajcie też o nie zostawianiu ważnych spraw na koniec - lepiej właśnie od nich zacząć dzień, kiedy to zazwyczaj mamy najwięcej energii. I zamiast snuć marzenia typu „nauczę się nowego języka”, po prostu dopiszcie do swojej to do list „zapiszę się na kurs w szkole językowej”.

3. Przydatne aplikacje - okeeej, smartfony z milionem powiadomień i komunikatorów są mistrzami rozpraszania, ale można je też wykorzystać w efektywny sposób.
Osobiście polecam Wam cztery naprawdę przydatne przy nauce aplikacje:

- Tomato timer - prostota górą! Ustawiacie sobie ilość minut, którą chcecie poświęcić jednorazowo na naukę/pracę, długość przerw i klikacie w przycisk „play”. Tomato timer liczy Wasz czas skupienia, co jakiś czas przypominając o krótszych i dłuższych przerwach. 

- Pocket - apka do przechowywania linków - mogą to być artykuły potrzebne do nauki bądź takie, które mamy ogromną ochotę przeczytać teraz, ale powinniśmy się uczyć, więc zapisujemy je na później 😃 działa!

- Evernote - według mnie to najlepsza darmowa aplikacja do robienia notatek - kolorowa i przejrzysta.

- Pinterest - tutaj w wolnym czasie można popodziwiać piękne notatki, które wrzucają użytkownicy (niektóre są naprawdę niesamowite) i zmotywować się do pracy. Wystarczy wpisać „notes” w polu wyszukiwania.


4. Ćwiczenia fizyczne - siedząc cały czas przy biurku nad mądrymi książkami, zaniedbujemy swój organizm, który domaga się ruchu i świeżego powietrza. Warto choć kilkanaście minut dziennie poćwiczyć, przejść się na siłownię, dotlenić mózg na spacerze czy odstresować się na tenisie. Ponadto, jeśli Wasze poranki nie są rześkie i pełne energii (czyli lubicie sobie pospać tak jak ja 😃), to polecam Wam zacząć dzień właśnie od paru prostych ćwiczeń. Moja poranna dawka jogi naprawdę potrafi mnie rozbudzić i w jakiś cudowny sposób poprawić mój wisielczy nastrój, kiedy muszę wstać przed dziewiątą...

5. Odpoczynek - poza paroma osobami, które w czasie intensywnej nauki nie lubią niczym się rozpraszać, a jak już zrobią sobie dwie godzinki wolnego, to i tak myślą tylko o nauce, większości z nas odpoczynek świetnie robi. Nie chodzi mi tu tylko o krótkie przerwy między zapamiętywaniem poszczególnych części materiału, ale o taki prawdziwy relaks w stylu wyjścia do kina, na kawę, czy ugotowania dobrego obiadu. Wbrew pozorom nie jest to na pewno czas zmarnowany, bo ucząc się non stop stajemy się mniej efektywni, przemęczeni i brak nam tych przyjemnych chwil wolnego, z których możemy czerpać siłę na kolejne dni. 







Kochani, rady te są proste i pewnie znane większości z Was, ale naprawdę warto je wdrożyć rutynowo do naszego codziennego życia. Jednak nic nie zastąpi jednej rzeczy - po prostu poświęcenia swojego czasu i nauczenia się czegoś czy zrealizowania swoich założeń. Dlatego, przede wszystkim zachęcam do jednego - ruszcie dupki! 😃 

A jeśli mimo wszystko tkwicie dalej w wakacyjnym nastroju, to przypominam o moich postach z wyjazdu do Włoch:

MEDIOLAN

CINQUE TERRE, PORTOFINO, PIZA



Sztuka organizowania się

by on 13:57
Na drzewach widać już sporo pożółkłych liści, pogoda zaczyna nam naprawdę doskwierać i właściwie to najchętniej nie wychodzilibyśmy spod...