Kilka tygodni temu wybrałam się z mamą i chłopakiem do kina. Trochę przypadkowo padło na film "Mustang". Ciężkie, tureckie kino- z takim wyobrażeniem siadłam na kinowym fotelu i ku mojemu zaskoczeniu, ogromnie się pomyliłam. 

To raczej mała-wielka turecka perełka, kino skrajnie niekomercyjne, ale też skrajnie poruszające. Film reżyserstwa Deniz Gamze Errguven, debiutującej Turczynki zamieszkałej we Francji, opowiada historię pięciu dorastających sióstr, które babcia postanawia wydać jak najszybciej za mąż, zgodnie z krajową i religijną tradycją.

Największym plusem "Mustanga" są zdecydowanie siostry- zagrane totalnie autentycznie, bez cienia fałszu. Dające się lubić, różniące się między sobą, ale połączone przede wszystkim rozpaczliwą chęcią korzystania z przywilejów młodości. Co, oczywiście, jest źle odbierane przez konserwatywne, tureckie społeczeństwo. Ukazany kontrast jest ogromny- z jednej strony Turcja pretenduje do bycia w Unii Europejskiej, korzysta z dobrodziejstw Zachodu, technologii, nawet ubiór kobiet zazwyczaj nie różni się diametralnie od tego bliskiego nam, ale z drugiej- wciąż w wielu miejscach rządzi nią islam i związana z nim tradycja. Dla babci dziewczyn dużo ważniejsza od ich uczuć, jest opinia mieszkańców wsi. W tym właśnie tkwi między innymi siła przestarzałych tradycji- ludzie boją się odbioru społeczeństwa. Parę miesięcy temu w National Geographic ukazał się spory tekst dotyczący religii islamskiej, głownie aspektu traktowania kobiet. Jedna z młodych dziewczyn, lękliwie zakrywająca twarz hidżabem, stwierdziła, że ubiera się tak z obawy przed reakcją ludzi. Tak samo dzieje się w "Mustangu". Siostry chciałyby się przede wszystkim bawić, szaleć z rówieśnikami, a zmuszane są do małżeństwa w imię religii i tradycji. Jak nietrudno się domyślić, efekt bywa często tragiczny. Cierpienie dziewczyn pokazane jest niezwykle przejmująco, ale też subtelnie. Nie widzimy bicia dziewczyn, słyszymy jedynie ich reakcję. Nie ma tu tanich chwytów wyciskających łzy, ale te tak czy siak cisną się do oczu.

I w tym właśnie tkwi sukces filmu- porusza. Tak zwykle, po ludzku. Siedzimy w kinie, niby w Polsce, ale myślami znajdujemy się na małej, tureckiej wsi, z całej siły kibicując buntującym się dziewczynom. Walczącym o coś, co dla nas jest normą- o prawo decydowania o sobie, decydowania o tym, z kim się spędzi resztę życia, o możliwość ubierania się wedle własnych upodobań, obejrzenia meczu na stadionie czy chodzenia do szkoły. Siostry pokazują niezwykłą siłę kobiecości stłamszonej w konserwatywnym społeczeństwie i odwagę chyba rzadko spotykaną w takich regionach. 

Duża zaletą filmu jest też sposób opowiedzenia historii- choć gatunek filmu to dramat, nie brakuje scen i dialogów naprawdę zabawnych. Dzięki temu, pomimo ciężkiej tematyki, "Mustanga" ogląda się lekko i nie ma tu wymuszonego dramatyzmu. Reżyserka nie stara się też jednoznacznie narzucać nam oceny islamskich tradycji- pokazuje przykład jednej z sióstr, której aranżowane małżeństwo okazało się także niearanżowaną miłością. 

W "Mustangu" wszystko gra tak jak powinno- rewelacyjne, młode aktorki, ciekawa tematyka, obok której nie sposób przejść obojętnie i lekkość przekazu, nadająca wielu scenom słodko-gorzki klimat. Przekonajcie się sami, że tym siostrom nie da się oprzeć!



Mustang, czyli girls' power

by on 14:36
Kilka tygodni temu wybrałam się z mamą i chłopakiem do kina. Trochę przypadkowo padło na film "Mustang". Ciężkie, tureckie ...

Oglądając ostatnio jakiś film w telewizji, w tle mignął mi Londyn. Oczywiście klasyczny widok na Buckingham Palace, taki jak z co drugiej pocztówki. I w tym momencie cholernie zatęskniłam za tym miejscem. Ale nie za tymi klasycznymi, zatłoczonymi obiektami westchnień każdego typowego turysty (nie żebym czasem takim nie była), ale raczej za tym tyglem kulturowym, pełnym tajemnic i przeróżnych niespodzianek, które zazwyczaj spotykają nas w miejscach mniej popularnych. 

Co prawda w Londynie byłam "tylko" trzy razy (razem wyjdzie prawie dwa miesiące), ale dzięki cudownym przewodnikom i fakcie, że nie bałam się czasem odstawić transportu publicznego na rzecz długich spacerów, udało mi się dotrzeć do wielu wyjątkowych miejsc, o których większość przewodników milczy.

To właśnie do tych miejsc najbardziej chciałabym wrócić i stwierdziłam, że dobrym pomysłem byłoby się nimi podzielić. Pewnie, wśród moich must-see i must-do pojawią się też klasyki, ale suma summarum, będzie to lista bardziej osobista i ukazująca najważniejszą jak dla mnie zaletę Londynu- różnorodność. Enjoy!








TOP 10 RZECZY, KTÓRE MUSICIE ZROBIĆ W LONDYNIE 
(a ja Wam powiem gdzie)


1.  Poczuć się jak dziecko

Nie wiem, jak Wy, ale ja wciąż mam w sobie dużo z dzieciaka. I nie chodzi mi tylko o moją baby face :). Jednak nawet ja nie spodziewałam się, że będę tak dobrze bawić w miejscach przeznaczonych głównie dla młodszych odbiorców. Urok tych miejsc tkwi nie tylko w przywoływaniu wspomnień z dzieciństwa, ale przede wszystkim w po prostu świetnej formie i w efekcie świetnej zabawie.

- Hamleys - ogromny, kilkupiętrowy sklep z zabawkami - znajdziecie tu wszystko - od gier wideo, poprzez wszystkiego rodzaju serie dedykowane starszym i nowszym disneyowskim bajkom aż po rodzinę królewską... z klocków Lego :). Wielkim plusem jest to, że wiele zabawek można przetestować samemu albo popatrzeć jak testują je przesympatyczni pracownicy (swoją drogą- czy to nie brzmi jak praca idealna?). A gdy już będziecie zmęczenie natłokiem wrażeń i dzieci, koniecznie zajrzyjcie na ostatnie piętro i zamówcie szejka ze swoimi ulubionymi słodyczami- mimo dość sporej ceny- warty każdego funta!









- Warner Bros Studio - Harry Potter tour - obowiązkowy punkt dla każdego miłośnika przygód młodego czarodzieja. Nie ujmując niczego setkom rekwizytów z planu filmowego, największe wrażenie robią przede wszystkim te części ekspozycji, które odtwarzają w rzeczywistych wymiarach miejsca z filmu - można przejść się ulicą Pokątną, wsiąść do Błękitnego Rycerza czy przyjrzeć Wielkiej Sali ze stołami zastawionymi tak jakby zaraz mieli tu zasiąść czarodzieje z czterech hogwardzkich domów. Ciekawą atrakcją jest też możliwość wypicia piwa kremowego, które co prawda nie smakuje wybitnie, ale pozwala poczuć się choć trochę jak nasi bohaterowie.











Pozostając przy temacie Harrego Pottera- wiedzieliście, że peron 9 i 3/4 istnieje naprawdę? Przekonajcie się sami, odwiedzając stację King Cross i przedzierając przez tłum fanów serii.







- Moomin Shop - niewielki, klimatyczny sklep na Covent Garden, idealny dla fanów niegdyś popularnych w Polsce Muminków. 





A skoro już jesteśmy na Covent Garden, warto zajrzeć też do sieciówki Ben cookies - przepyszne, niekiedy jeszcze ciepłe słodkości to prawdziwa rozkosz dla podniebienia.


- MMS World - cukierkowy raj! Nieco przerost formy nad treścią, ale wychodząc ze sklepu z wielką torbą upominków jakoś szybko dałam radę o tym zapomnieć :)









2. Wypić kawę w Dokach św. Katarzyny

To miejsce o handlowej przeszłości, znajdujące się niedaleko Tower Bridge, nadaje się idealnie na poranną kawę i odpoczynek od turystycznego zgiełku. Połączenie orzeźwiającej wody, tradycyjnej architektury i powiewu luksusu (ceny za miejsce dla prywatnych jachtów są podobno horrendalne!) sprawiają, że chce się tu wracać. Osobiście najbardziej lubię mały, piętrowy Starbucks, który dzięki przeszklonej konstrukcji jest świetnym punktem widokowym.









3. Pójść do kina

Jest coś fajnego w chodzeniu do kina za granicą. Ciężko to opisać, po prostu warto samemu się przekonać. To też miła przerwa od intensywnego zwiedzania, okazja do podszkolenia językowych znajomości i możliwość zobaczenia niektórych filmów dużo wcześniej niż w Polsce. Kin jest mnóstwo, ale ja postawiłabym na Waszym miejscu na jakieś małe, studyjne miejsca- sama mam świetne wspomnienia związane z The Prince Charles Cinema, gdzie widziałam "Amy" - upadek wokalistki, oglądany na ekranach w jej ukochanym mieście, porusza podwójnie...







4. Zjeść (chyba) najsłynniejsze truskawki w czekoladzie na świecie

Firmy Godiva chyba nie trzeba specjalnie fanom słodkości przedstawiać - to cukierniczy imperator, świątynia belgijskiej czekolady. Dlatego trzeba przekonać się samemu, w czym tkwi tajemnica jej sukcesu i udać się na Regent's St. Gwarantowane co najmniej świetne zdjęcie na Instagrama :)









A skoro jesteśmy w pobliżu i mamy przy sobie trochę pieniędzy- warto wpaść w zakupowy szał na Oxford Street. Ku zagładzie naszych portfeli!



5. Odkryć londyńskie zróżnicowanie

- Shree Sanatan Hindu Mandir - hinduska świątynia, znajdująaca się przy Ealing Road, robiąca wrażenie przede wszystkim wielkością i swoim zupełnym niedopasowaniem do sąsiednich budynków.



- Stamford Hill - typowo żydowska dzielnica, po której ulicach przechadzają się ortodoksyjni wyznawcy judaizmu z długimi pejsami i w charakterystycznych czarnych kapeluszach. Ciekawy widok, choć nie chciałabym chyba im podpaść - podobno tradycja jest tu podtrzymywana w pełni, włączając w to żydowską policję i własne, surowe sądownictwo (niczym w filmie "Casanova po przejściach" tylko już nie tak zabawnie)

- Chinatown - oczywiście nie dorównuje ono wielkością temu nowojorskiem, ale klimatem- czemu nie? Znajdziemy tutaj ciekawe jedzenie, mnóstwo święcących chińskich bibelotów i fragmenty typowej dla tego kraju architektury.







6. Delektować się sztuką

Gdzie jak gdzie, ale w Londynie po prostu trzeba obudzić w sobie konesera sztuki wszelkiego rodzaju - londyńczycy kochają van Gogha i Moneta na równi z mocno abstrakcyjnymi dziełami współczesnych artystów.










Szczególnie polecam:

- Victoria and Albert Muzeum - warto przejrzeć ofertę wystaw czasowych, zazwyczaj najciekawszych

- National Gallery - po prostu klasyk

- Tate Britain koniecznie, a Tate Modern - głównie dla interesującego, postprzemysłowego budynku

- Somerset House - to tutaj wisi najsłynniejszy autoportert świata - w końcu ucho van Gogha, a raczej jego brak, kojarzą wszyscy :) Poza tym latem w kompleksie Somerset odbywają się pokazy filmowe pod gołym niebem (zazwyczaj klasyki filmu, na które bilety wyprzedają się jak świeże bułeczki)

- Muzeum Historii Naturalnej - chociaż jego tematyka jest raczej geograficzno-przyrodnicza, to sam budynek, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz, jest prawdziwą architektoniczną perełką


7. Odwiedzić Londyn zimą

Nie, pogoda nie jest typowo zimowa, zazwyczaj pada deszcze jak zawsze, jest jedynie nieco zimniej. Ale nie o to chodzi. W okresie przedświątecznym miasto jest przystrajane tak urokliwie, że co druga uliczka wygląda jak z bajki. Zresztą słowa chyba nie oddadzą tego tak jak zdjecia. Podziwiajcie:












Warto też w tym okresie poszukać wszelkich czasowych, typowo zimowych atrakcji- od efektownego Snow Festival w Hyde Parku aż po "zwykłe" jeżdżenie na łyżwach przy Muzeum Historii Naturalnej.




8. Przespacerować się po Camden Town

Ta dzielnica to prawdziwy hit- miejsce spotkań artystów, sławnych osób czy kompletnych freaków. Można spróbować upolować tu koszulkę ulubionego zespołu na słynnym Camden Market, zjeść tanio (!) i smacznie streetfoodowe przekąski z różych zakamarków świata, a także trafić do zupełnie odjechanych miejsc typu sklep Cyber Dog (futurystyczna odzież i zabawki dla dorosłych - wejście tylko dla odważnych).









Warto też poszukać śladów Amy Winehouse na Camden - to w końcu było jej ulubione miejsce w Londynie. Fani złożyli hołd gwieździe między innymi w postaci prostego pomnika czy kwiatów pojawiących się systematycznie pod jej mieszkaniem.


9. Przeżyć prawdziwe emocje

te sportowe:

- piłkarskie w pubach - choć znalezienie miejsca w czasie meczu może graniczyć z cudem, to jednak warto próbować- atmosfera jest magiczna, lokale tętnią życiem, a londyńskie piwo leje się litrami

- tenisowych na Wimbledonie - nawet jeśli nie uda się zdobyć biletów na rozgrywany od 1877 roku turniej, to i tak warto przyjechać w okolice stadionu - można przespacerować się po licznych terenach zielonych, a na mecz zająć miejsce pod telebimem tuż przy zamkniętym korcie - atmosfera wydaje się tu być lepsza niż wśród nieco snobistycznej publiczności











te niczym z najlepszych filmów grozy:


- w London Dungeon - choć to raczej mainstreamowa atrakcja, oferowana często w pakiecie z Madame Tussaud i London Aquarium, to moim zdaniem jest od nich dużo ciekawsza. Straszne opowieści, duża dawka londyńskiej historii i świetne efekty specjalnie- czego chcieć więcej?


Mała uwaga: aktorzy wcielający się w różnych bohaterów, mówią tylko po angielsku, więc bez dobrej znajomości języka nie ma co się tam wybierać.



10.  Zakochać się na/w Notting Hill

To zdecydowanie moja ulubiona dzielnica Londynu. I nie dlatego, że mam słabość do komedii romantycznych z Hugh Grantem :). Rzędy pastelowych, takich samych domów, porządek i spokój wyjątkowy jak na Londyn, barwny Portobello Market - jak tu nie dać się uwieść?













Z ciekawostek: w dwa sierpniowe dni Notting Hill szczególnie tętni życiem- to czas Notting Hill Carnival, który zapoczątkowali karibiscy imigranci, a stopniowo do zabawy przyłączył się cały Londyn.


***


Dziesięć punktów to zdecydowanie za mało, biorąc pod uwagę to, co oferuję nam Londyn... Ale to zawsze dobry początek, prawda? Dajcie znać, jakie są Wasze ulubione miejsca. Mam nadzieję, że moje skradną i Wasze serca.