Jesienna Chandra
Zawsze próbuję sobie wmawiać, że jesienne gorsze samopoczucie mnie nie dotyczy, przeziębienia omiają szerokim łukiem, a pogoda nie sprawia, że uśmiech schodzi z mojej twarzy... Niestety, rzeczywistość tej pory roku ciągle i wciąż udowadnia mi, że jestem w błędzie.
Aktualnie leżę zakatarzona w łożku, nie mam dostępu do ciepłego prysznica (remont) ani nawet kubka ciepłej herbaty (remont). I właśnie w takich momentach czuję brutalność jesieni ze zdwojoną siłą. Gdy mam wolniejszy wieczór, odpalam świeczki, biorę książkę, puszczam film, robię kakao czy cokolwiek innego pozwalającego nazywać jesień tą uroczą, domową i kocykową porą, z szeleszczących kolorowymi liśćmi pod nogami.
Ale nie dziś. Dziś jesień jest zimna, boleśnie wykorzystująca każdą słabość, taką jak brak porządnego szalika owiniętego wokół szyi, i zdecydowanie dająca w kość. Dziś tęsknię za chodzeniem w samych tshirtach, spontanicznymi wypadami na wieczorne piwko i beztroską przejawiającą się w prawie każdej rozmowie.
Dlatego jedynie bezsilnie apeluję: Lato, wróć. Albo chociaż trzymaj kciuki za podłączenie prysznica...
Update: prysznic jest, wełniany koc zamówiony (i to z przeceny), a i humor lepszy, więc wracam powoli do świata zdrowych i uśmiechniętych :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz